Hop Sasa nad morzem

A w sumie to zatoką, ale my w Gdańsku mówimy „iść nad morze”. Chodzi się nad morze, nie nad zatokę. Zatoka to może być Pucka.

Picie piwa na plaży powinno być przynajmniej dozwolone przed/po pewnej godzinie. Tak jest w Sopocie, gdzie – jeśli mnie pamięć nie myli – można pić piwo do godziny 18:00. W Gdańsku niestety nie można, chociaż tylko raz w życiu widziałem na plaży patrol Policji czy Straży Miejskiej. Co więcej patrol widoczny z daleka, bo jako jedyni noszą czarne odzienie. Biedaki, takim to musi być cholernie gorąco. Piwa by się napili.

W ciepłe wieczory, gdańskie plaże oblegane są przez młodzież chcącą w spokoju napić się piwa i pogadać. Nie trzeba się rozglądać jak w parku, ani chować po krzakach. Przynajmniej 80% plażowiczów pije wieczorem piwo, więc nawet jeśli ktoś miałby dostać mandat, to raczej pijaczek leżący przy wejściu numer 54. Plaża jest więc takim azylem; tutaj można usiąść na jeszcze ciepłym piachu i w promieniach zachodzącego nad Gdynią słońca oddać się błogiemu nic nierobieniu.

Mój stosunek do alkoholu w miejscach publicznych jest taki: dopóki nie pijesz przy dzieciach, głośno nie klniesz i nie drzesz japy, nie wszczynasz awantur, nie leżysz trupem i sprzątasz po sobie – pij ile chcesz. Nikomu nie wadzisz.

Wkurza mnie jednak śmiecenie na plaży, a wczoraj widziałem kilka skupisk butelek po piwie. Na szczęście to się zmienia i z roku na rok jest co raz lepiej. Ludzie częściej wyrzucają po sobie śmieci. A tym, którzy o czystość nie dbają, kazałbym zapieprzać w skafandrze przez 12 godzin i sprzątać plaże od Rewy aż po Mikoszewo.

AleBrowar Hop Sasa na plaży

W każdym razie wieczorne plażowanie z piwkiem w ręku to coś pięknego. Totalny chillout. Warto zabrać znajomych i posiedzieć do nocy. Szum fal działa uspokajająco i odprężająco. Kto nigdy nie próbował takiego wypadu z siedzeniem do nocy, powinien przy najbliższej okazji spróbować. Bajka.

Recenzja Hop Sasa (AleBrowar)

Wczoraj na plażę zabrałem najnowsze piwo od AleBrowaru, chmielone polską Iungą – Hop Sasa. Naczytałem się pochwał, także z Waszej strony. Kopyr ponoć zachwalał, a niektórzy twierdzili, że to jedno z najlepszych piw od chłopaków. Powiem szczerze,  że nie wierzyłem w te rewelacje. Polski chmiel potrafi dać fajne efekty (por. PLON od Kormorana), ale przy takich smakołykach od AleBrowaru jak Rowing Jack, Smoky Joe czy Deep Love, nie wydawało mi się, abym miał popaść w zachwyt.

AleBrowar Hop Sasa

AleBrowar Hop Sasa

Pierwsze co rzuca się w oczy to piękna, aksamitna, stężała piana. Opada dość wolno. Przy pierwszym łyku oblepia usta i daje uczucie podobne do jedzenie śmietany „Śnieżki”. Jest niesamowicie lekka i kremowa.

Piwo piłem dość ciepłe, bo nim doniosłem je w upale na plażę, mocno się ogrzało. Musiałem jeszcze zjeść obowiązkowego gofra, nim mogłem przystąpić do deseru. Nie wiem więc, jak temperatura wpłynęła na smak i aromat, ale pewne jest jedno…

Okrutnie wali kukurydzą z puszki (tzw. DMS, o którym przeczytasz tutaj). Przy pierwszym niuchu ten aromat jeszcze się gdzieś ukrył – w połączeniu z mandarynką i delikatnymi ziołami, dał mieszankę niewyraźną. Dopiero po chwili byłem w stanie go wyodrębnić, a po kilku minutach zdominował zapach Hop Sasa.

Po raz pierwszy spotkałem się z DMSem typu „kukurydza konserwowa”, o którym tyle się naczytałem, a którego nigdzie dotychczas nie uświadczyłem. Tak więc aromat to kukurydza konserwowa z puszki i majaczące wspomnienie mandarynki. Być może także lekkie nuty ziołowe.

AleBrowar Hop Sasa na plaży

W smaku jest o wiele lepiej. Piwo bardzo pijalne, sesyjne, orzeźwiające i lekkie. Ten DMS trochę przeszkadza przy piciu, ale ogólne wrażenie jest bardzo dobre. Smak słodkawy, ziołowo-mandarynkowy, z długą ale przyjemną goryczką grejpfrutową. Niczego więcej nie ma się raczej co doszukiwać. Piwo po prostu jest smaczne, ale nie wyelowymiarowe.

Myślę, że z Iungi wyciśnięto ile się da. Gdyby nie ten DMS, byłoby na prawdę super. Mam nadzieję, że zagościł tylko w mojej butelce, więc możecie piwo kupować w ciemno.

AleBrowar Hop Sasa na plaży

Ponoć AleBrowar ma wypuścić kolejne piwa z polskim chmielem. Jestem bardzo ciekaw, bo rzeczywiście – tak jak jest napisane na etykiecie: „Cudzym chmielicie, swego nie znacie„. Doceniajmy to co mamy i eksperymentujmy. Czy na tym nie polega piwna ewolucja?

3 Komentarzy

  1. czekam na wpis o  DMS – nigdy na coś podobnego nie natrafiłem… 

  2. „my w Gdańsku”… mi, gdańszczaninowi od pokoleń ojciec zawsze mówił (może to od służby w marynarce), że morze to zaczyna się od Władysławowa, i tego się trzymajmy, tu jest Zatoka :)))

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *